wtorek, 23 grudnia 2008

Zapalenie gardła:/



Wygląda na to, że mój organizm wyniuchał, że wolne, że relaks, że nie trzeba się starać za bardzo. Odpuścił sobie trochę i w związku z tym spędzę święta mówiąc szeptem.

sobota, 20 grudnia 2008

Poproszę więcej takich przykładów

Dziś chyba pierwszy raz zobaczyłam przejaw logiki w ustawianiu znaków drogowych. Otóż (nie zaczyna się zdania od "a więc") na jedynce w stronę do Pszczyny przed pierwszym skrzyżowaniem od lat stał znak "teren zabudowany". Jakby nie było, wskazywało to na konieczność jazdy 50 aż do hoho dalej. Do tego jakiś czas temu między znakiem i skrzyżowaniem pojawiła się kamera... Następnie przed znakiem "teren zabudowany" pojawiła się siedemdziesiątka. A tu niespodzianka! Po jakiś x latach ktoś wreszcie wpadł na genialny pomysł usunięcia znaku terenu zabudowanego! Nie pamiętam, kiedy ostatnio widziałam, żeby ktoś usunął znak, który jakis kretyn idiotycznie postawił. Zajęło to co prawda parę ładnych lat, ale dobre i to:)

sobota, 13 grudnia 2008

Ciekawe doświadczenie

Właściwie to mam dużo do opisania, ale na opisanie tego, co najważniejsze chyba nie mam jeszcze siły, więc napiszę o tej drugiej rzeczy.

Wczoraj z Agulem i przedstawicielem płci brzydkiej w postaci Piotra sprawdzaliśmy elokwencję i inne przymioty 9 wybranych osób. Wybrani byli spośród tych, których wcześniej przetestowaliśmy pisemnie. Obawiałam się na początku, że naszym głównym problemem będzie, na kogo się zdecydować, skoro tyle fajnych osób mamy do wyboru. Jakież było moje zdziwienie, gdy okazało się, że nasz problem jest zupełnie innej natury...
Wiem, że pojawiły się głosy, że przeprowadzamy rekrutację tak, jakbyśmy szukali co najmniej CEO, a nie konsultanta. Spróbuję w związku z tym kilkoma przykładami przybliżyć szanownym czytaczom zachowania/umiejętności zgłaszających się osób.

WYGLĄD
dżinsy, sweter w rodzaju tego, który biorę na łajbę, patrz prawie-jak-ścierka, kolorowe frotowe skarpetki, spódnica, a do tego pozycja, jakby pani miała między nogami coś więcej...

UMIEJĘTNOŚCI
Oburzona: -Test językowy?Nikt mnie nie uprzedził, że będziecie sprawdzać moją znajomość angielskiego! (w ogłoszeniu, jak byk stoi, że wymagany komunikatywny angielski )

Komu zgłosić, że zepsuło się ksero? Właścicielowi frmy, oczywiście.

Czcionki używane w wordzie: Romana, Bahamas

CZY PANI...
Zajrzała na naszą stronę www? Nie (ok 1/2 osób)

Jakich narzędzi marketingowych użyłaby pani do zareklamowania naszej szkoły przed okresem zapisów? Yyyyy, no w szkołach. (pani na trzecim roku marketingu)

Co może nam pani powiedzieć o sobie? Jestem punktualna, zorganizowana i pracowita. (jednym tchem)

INNE
Pani chichocze całą rozmowę, inna pani siedzi w płaszczu, pan przychodzi w kolejnym szmacianym swetrze.

Mogałbym tak jeszcze długo, ale nie będę zanudzać. Dość, że, szczerze mówiąc byłam nieco zawiedziona. W poniedziałek będzie decyzja - zobaczymy. Dziewczyna, któa wypadła zdecydowanie najlepiej, musi dojeżdżać spory kawałek do pracy, więc zobaczymy, co szef zdecyduje. Dam wam znać, zresztą i tak się dowiecie:)

czwartek, 11 grudnia 2008

Wybuch

Właśnie dowiedziałam się, co się stanie jeśli chcecie sobie ugotować jajko na twardo i o nim zapomnicie. Jajko przypomni o sobie głośnym BUM!! Następnie up...li wam całą kuchnię. Dobrze, że było na twardo.

wtorek, 9 grudnia 2008

U laryngologa

Mieliście kiedyś płukanie zatok? Bajer, mówię wam:P Trochę się bałam, ale czego to ludzie nie wymyślą! Za to w poczekalnie zostałam zmuszona przez mochery do słuchania radia maryja. A papież, a pro-life, a bracia w karmelu... Ciastko!Karmel!Czekolaaada! Samo mi się nasunęło. Wiem, wiem, bezbożnik ze mnie. Tak już mam.

poniedziałek, 1 grudnia 2008

Spadek formy

Jakoś mi tak szaro. Permanentnie. Od środka niestety. Zewnętrzna szarość do tej wewnętrznej się przyczynia, ale nieznacznie. Więcej szarości mam od środka. I chyba trudno się dziwić, skoro zmuszona jestem do zażywania dziennie trzech rodzajów kropli, trzech rodzajów tabletek, do tego szew na dziąśle i jeszcze oczekiwanie na wyniki piątkowego badania szpitalnego, w którym główną atrakcją było przeżycie po raz pierwszy znieczulenia ogólnego. Niezły odlot nawiasem mówiąc:)
Staram się wychodzić z założenia, że po to boli, że potem człowiek odczuwał radość z niebolenia, ale jakoś trudno mi samą siebie do tego przekonywać.

A jeśli mnie chcecie przywrócić do pionu, to najlepiej mówcie, jak to się bardzo boicie/nie umiecie/nie wiecie co i jak. Bo jakoś tak jestem skonstruowana, że jeśli ktoś koło mnie jest dzielny i mądry, to ja się właśnie mogę rozkleić i to zrobię. I na odwrót. Przekonałam się o tym po raz kolejny w piątek, kiedy w szpitalnym korytarzy dziewczyna obok mnie bała się strasznie, nigdy nie była w szpitalu i ręce jej się trzęsły. Szczęśliwie dla mnie, bo (mnie, że szczerze mówiąc do śmiechu mi nie było) zaraz zaczęłam jej tłumaczyć, ze to nic strasznego, nie ma się co bać itp itd. Nie wiem, czy jej poprawiłam tym nastrój, ale sobie na pewno trochę tak. Tak już mam.

poniedziałek, 24 listopada 2008

Tydzień do bani

Tydzień trochę wyjęty z życiorysu. Niestety nie przez wowa. Nieciekawa wizyta u zębologa popsuła mi nie tylko tydzień, ale ciągle jeszcze jestem zepsuta. Nie wiem kto i kiedy mnie naprawi, ale będę szukać.

Za to w weekend spotkałam się z dwiema koleżankami ze studiów (i mężami). Ta, która pierwsza wyszła za mąż jest w ciąży:D Będzie Jaś albo Asia, jeszcze nie wiadomo:) Wg chronologii, rok po niej powinna druga, a jeszcze rok później ja. Ale ja chyba chcę wcześniej, bo jak się za długo będę zastanawiać, to jeszcze zmienię zdanie...:P No, zobaczymy, najpierw muszę znaleźć mądrego, co mnie naprawi, potem możemy się zabrać za produkcję jakiegoś potomka/-kini.

sobota, 15 listopada 2008

WOTLK

W czwartek o 10:15 zostałam szczęśliwa posiadaczką dodatku Wrath of the Lich King:) Może się Wam wydawać - cóż to wielkiego, po prostu pójść i kupić. Niekoniecznie. Jak donoszą źródła, np w bielskim empiku na 20 egzemplarzy przypadło 70 osób... Wyobraźcie sobie te dantejskie sceny! W Tychach na szczęście było dużo spokojniej, chociaż (nasz empik czynny od 10:00, my byłyśmy tam o 10:15) pani w kasie powiedziała, że do tej pory sprzedała już 8 sztuk. Po paru minutach wróciłyśmy, bo Ruba uległa prośbie zdesperowanej części gildii z BB i kupiła dla nich jeszcze 7 wowów. Pani w kasie nie wytrzymała i zaczęła pytać, co jest w tej grze takiego:P
Do tego za nami kupował koleżka, którego skądś znam... Po dłuuugich, bezowocnych poszukiwaniach na naszej klasie (a nuż gdzieś na niego trafię) doznałam brainwave'a i jego nazwisko objawiło mi się jasno i wyraźnie. Alleluja, bo inaczej bym się męczyła:P Wiecie, jak to jest, jak coś takiego siedzi w głowie i tak tuż, tuż, już, już prawie wiesz kto to, a tu nic:P

Teraz gram na Northtrend, więc przez jakiś czas nie ma real life, jest tylko afk.

niedziela, 9 listopada 2008

Jak miło

Poweekendować się jest bardzo miło. Można pojechać do Mysłowic, tylko po to, żeby się przekonać, że okołogiełdowe komisy czynne są tylko do 14:00 - pracować się nie chce draniom! Niedziela, ludzie by auta chccieli poogladać, a ci co?
Można też pojechać do Liroja Merlina kupić nowy okap do kuchni i czajnik-kameleon, co zmienia kolory, jak wodę gotuje. Można też zjeść danie XXL w Sfinxie. Dwie osoby dają radę, ale potem się nie ruszają do wieczora. Można też coś posprzątać, ugotować, poprasować... ale po co? W dniu dzisiejszym wolne mam, chrzanię to i tyle:P
Jutro wycieczka do Wisły w celu zakupienia oscypków.Mniam.

niedziela, 2 listopada 2008

Oj

To był ciężki dzień. Wczorajszy dokładnie. Dzikie tłumy na cmentarzach, dzikie tłumy na drogach, korek za korkiem i noga za nogą. Ale to był ciężki dzień z zupełnie innego powodu. Ci, co byli ze mną w K2 w piątek to wiedzą:P, a że było nas tylko troje, to reszcie w skrócie wyjaśnię: następnym razem gdybym w trakcie trzeciego piwa czuła się nie wiem jak trzeźwa, to czwartego nie wypiję, choćbyście wołami chcieli je we mnie wlewać.

piątek, 31 października 2008

Beware of halny

Wiał wczoraj. Łeb urywa i we łbie przewraca.Taki to już wiatr jest. Wczoraj np byłam o krok od wyjścia z auta i natrzaskania panu w budce na przejeździe kolejowym. Drugim dobrym wyjściem wydawało mi się przyklejenie ręki do klaksonu. A zwykle spokojnie czekam. Poza tym nie było źle, ale to pewnie dzięki nieprzeciętnej ilości papierów, jakie codziennie czekają na mnie w pracy i zakopuję się w nich jak chomik. Zwykle, kiedy wieje, to jakieś dzikie jazdy odprawiam. Za to statystyki mówią, że najwięcej samobójstw, morderstw, wypadków drogowych, a także, uwaga, najwięcej kobiet rodzi, właśnie wtedy, kiedy wieje. Dziś wykonuje ostatnie podrygi.

czwartek, 16 października 2008

Nie puluj czardżą.

Tatę zachwycają (a dokładnie powodują u niego niepowstrzymane napady śmiechu) różne typowo WOWowe wynalazki słowotwórcze. Słówko na dziś to (s)pulowanie. Tata z radością wynajdował coraz to nowe (całkiem zresztą słuszne) zastosowania:
- Źle spulowałeś!
- Nie umie pulować.
A jak dorzuciłam pulowanie czardżą (hm, chyba tak, nigdy nie grałam tankiem) to myślałam, że z krzesła spadnie, tak się śmiał:) Ile to radochy gra może przynieść:)

poniedziałek, 13 października 2008

Tartiflette

Paręnaście lat temu pierwszy raz pojechaliśmy na narty do regionu Haute Savoie. Serwują tam danie lokalne - tartiflette. Składniki z początku swojskie i bezproblemowe: ziemniaki, cebula, boczek. Niestety nieodłącznym składnikiem jest specjalny, nieco woniejący ser, trochę podobny do Camemberta, ale nie całkiem. Ser śmierdzący, jak to ser, datę przydatności do spożycia ma maks miesięczną, więc zapasy przywiezione z Francji starczały na krótko. U nas od dawna można kupić jakieś niebieskie, zielone i w ciapki, od dość dawna można fondue i raclette, ale sera do tartiflette ani śladu:(

Jakiś czas temu pojawił się cień nadziei, bo w sklepie delikatesowym "Piotr i Paweł" pani powiedziała, że mogą zamówić. Z rok temu to było. Coś długo ser jechał z serowej krainy, ale przyjechał:) W lodówce sklepowej były aż 4 sztuki, z których 3 (może ktoś tego szuka tak jak my?) zostały przez nas skwapliwie wykupione.

I w ten cudowny sposób w sobotę i niedzielę raczyliśmy się dawno niewidzianym i niesmakowanym tartiflette, a wszystko dzięki Rysiowi, który to panią w sklepie tak długo nachodził, aż ser sprowadzili:)

czwartek, 9 października 2008

Lepieje

Dziś pierwszy dzień zajęć. Pierwszy z czterech pierwszych, bo pierwszy będzie jeszcze jutro, w sobotę, a potem w poniedziałek. Przeżyłam, choć nie było łatwo. Najpierw nie wiedziałam, w co ręce włożyć. Potem nie wiedziałam w co włożyć również nogi. A potem już w ogóle nic nie wiedziałam. W międzyczasie zostało mi wytknięte, że w telefonicznej rozmowie z klientem używam niezrozumiałych dla pospólstwa wyrazów. Jednocześnie zostałam usprawiedliwiona za używanie, jako szlachetnie urodzona. W przypływie głupawki wszyscy zaczęliśmy wymieniać znane nam słowa, a pospólstwu niekoniecznie. Głupawka jest stałym elementem mojego zachowania od około czwartku do soboty. Tak ogólnie, a teraz zwłaszcza.
Ładnie i składnie piszę dziś bardzo i tak jeszcze przez tydzień jakoś pociągnę, potem będzie lepiej. Lepiejami się na okrągło pocieszam. Jeszcze do końca tego tygodnia i cały nastepny, potem będzie lepiej, lepiej, lepiej...

poniedziałek, 29 września 2008

Dzikie wiadomości

Widzieliście kiedyś dziki? Takie świniopodobne włochate stworzenia miałam okazję zaobserwować w sobotę koło godziny 21 w samym środku Czułowa. Nie jeden jakiś marny dzik, ale całe, mniej więcej 6-7 dzikowe stadko. Nie w lesie, ale przy samej drodze i wcale nie uciekały. Gdyby nie to, że widziałam je przez szybę samochodu to ja bym uciekała. Wrażenie niezłe, muszę przyznać, zwłaszcza dla miastowego osobnika, jakim jestem.

Ale przebojem weekendu jest dla mnie i tak to. Już wiem, czemu ten rosyjski tak mi się podoba:) Gwoli wyjaśnienia, w miarę bliska ciocia z Sosnowca ma (znaczy my mamy, ale ona go zna:P) kuzyna, który interesuje się takimi rzeczami. Pogrzebał, pogrzebał i proszę. To, że moja babcia była szlachcianką to wiedziałam, ale takiego pochodzenia się nie spodziewałam:D Teraz tym bardziej będę się starała zrekonstruować pierścionek z herbem, który niestety wylądował w kieszeni złodzieja.

Tak właściwie nie powinnam teraz pisać, bo siedzę w pracy, ale z drugiej strony ciągle jestem w pracy, więc kiedy mam pisać. A kawę piję właśnie, więc traktuję to jako przerwę. Szef wybaczy.

czwartek, 25 września 2008

Nihil novi

sub sole, ale też sub chmurami, jak kto woli, zwłaszcza, że, mimo prognoz, pogoda ciągle paskudna. I w sumie dobrze bo gdyby było ładnie to jeszcze mniej chciałoby mi się spędzać długie godziny za biurkiem.

Jeszcze z trzy tygodnie i będzie lepiej:)

piątek, 19 września 2008

Nie mam

czasu. Do tego stopnia jesteśmy wszyscy zapracowani , że wczorajsze urodziny Brittabelli odprawiliśmy między dziewiątą i dziewiątą trzydzieści. Rano.
Solenizantka zaproponowała imprezę, jak będziemy miały już trochę więcej wolnego, czyli gdzieś w grudniu.

czwartek, 11 września 2008

Fabryka Monroe i czeskie piwo

Te zdjęcia, co dziś wstawiłam, to są prawie sprzed tygodnia:P, ale właśnie dziś zostałam słomianą wdową i mam chwilę czasu. Poza tym oszczędzili mnie dziś też klienci nie było najazdu Hunnów, więc ja i mój katar mieliśmy chwile spokoju, a teraz jestem bardziej żywa, niż wczoraj o tej porze.

Co do wdowieństwa to Ryś usłyszał od szefa "Ty coś ostatnio dużo pracujesz, chyba przydałaby ci się jakaś przerwa." Ton szefa nie wskazywał na nic dobrego... Szef widać znajduje przyjemność w stresowaniu maluczkich. Owa przerwa to wyjazd do Pragi na 3 dni. Będą zwiedzać fabrykę amortyzatorów i inne rzeczy. Już widzę te inne rzeczy:P Też dużo pracuję i też chcę wyjazd do Pragi, mogę nawet tą fabrykę zwiedzić.

piątek, 5 września 2008

< sciana >


aaaaa padam na pysk we wszystkich konfiguracjach i nie gadam z tymi, co mają jutro wolne

środa, 3 września 2008

Zamykam o 18:30

Kiedy pani weszła o 18:22 i zapytała czy może jeszcze o coś spytać, z uśmiechem powiedziałam, że oczywiście. Kiedy po paru chwilach zdecydowała się pisać placement jeszcze byłam miła. Kiedy powiedziała, że w takim razie ona "tylko"odprowadzi dziecko do bawialni i zaraz wróci napisać ten test byłam już ździebko podenerwowana. Kiedy w międzyczasie przyszła kolejna kobita i przepraszając, że przyszła tak późno zajęła mi kolejne 15min byłam już bardziej niż zdenerwowana. Wiedziałam, że jeśli wyjdę o 19:03 zdążę na pociąg o 19:07. Zdążyłam idealnie, przejazd był zamknięty jeszcze przez kolejne 13minut.

czwartek, 28 sierpnia 2008

Po ile angielski? 3zł za kilo.

Jak ja uwielbiam takie rozmowy:/ Z serii p. tytuł posta.
Telefon.
ja: Dzień dobry, ......., słucham.
klientka: No to ja chcę wpisać córkę na ten angielski!
ja: A czy córka już do nas chodziła?
k: No tak
j: Do Pszczyny?
k: No nie.
j: A gdzie?
k: No do Czechowic.
j: Ale do naszego oddziału do Czechowic?
k: Nie, do Libry.
Do podstawowej, kurwa, szkoły. Co ja jestem duch święty, czy jak, że mam czytać w myślach, albo co? A jej ton był taki przekonujący, że prawie zaczęłam przepraszać, że nie pamiętam naszej poprzedniej rozmowy, której, do licha, nie było.

wtorek, 26 sierpnia 2008

:)

Uff. Czysto. Do zobaczenia za rok. Mam nadzieję, że nie wcześniej.

poniedziałek, 25 sierpnia 2008

Czas jest pojęciem subiektywnym

Po 3 miesiącach oczekiwania (nie napiszę, że niecierpliwego, bo w sumie nie jest to coś, na co czeka się z wielką niecierpliwością) odwiedziłam dziś przybytek badaniowy. Odpowiedziałam na kilka pytań z serii "czy mam metal tu i ówdzie". Całkiem miły pan w kitlu poinstruował mnie, co mam zdjąć, czego nie wolno robić, że równo oddychać i że oczy mogę mieć otwarte, jeśli chcę (mimo wszystko, jakoś zawsze wolę zamknięte). Po 20minutach samotnego leżenia w stukającym ustrojstwie, zresztą jedynym w naszym pięknym mieście, z małą przerwą na kłucie("Tylko proszę się nie ruszać"), ten sam miły pan powiedział "Dziękuję, to wszystko." Dla niego tak.
O ile 3 miesiące oczekiwania na badanie to wcale nie długo, o tyle czekanie na wyniki do jutra boli. Mam nadzieję, że będzie, jak dotąd. Trzymajcie kciuki.

środa, 20 sierpnia 2008

Komputerowa apokalipsa

Zaczęło się chyba od Rubej. Komp zamiast się wyłączać tylko się resetował. Potem umarł komp Oli. Parę dni później przyszła kolej na serwer w pracy. Ten po prostu przestał się włączać. W tym tygodniu buntuje się mój. Trzykrotne przeinstalowanie windy w ciągu tygodnia to trochę ponad moje siły. Po ostatnim razie nawet nie zadałam sobie trudu, żeby instalować cokolwiek ponad absolutne minimum, bo i po co, skoro zaraz zabawa zacznie się od nowa? Noszę się z zamiarem wymiany kompowych bebechów, ale jeśli pada tablica partycji to będę musiała i nowy dysk kupić a tego nie ma w moim planie finansowym.
A no i wczoraj na moim kompie w pracy (nowym) pojawił się nieciekawy komunikat "CPU fan error", ale na szczęście po restarcie nic nie wybuchło od przegrzania procka.
Teraz czekam na następne "uruchom w trybie awaryjnym" i kolejny tekst Mojego Szanownego "komputery przecież się nie psują" ...

niedziela, 17 sierpnia 2008

I to by było na tyle

Długi łykend się kończy niestety. Jutro idę znowu do pracy, więc od razu oczywiście wróciła piękna, słoneczna pogoda. Powinni najwyraźniej przenieść długie łykendy, na dni pracujące, wtedy byłoby ładnie wtedy, kiedy trzeba.

Poza zepsutą pogodą było tak:

W czwartek dowiedziałam się, co robi z urzędowymi, bądź, co bądź, dokumentami, kadra kierownicza w Centrali. Kierowniczka Fasola i kierowniczka Agul produkują różne papierki, żeby (na szczęście bliżej mi nieznana) wysoka komisja dała pozytywną ocenę i słowo na "a" nie budziło już sensacji żołądkowych kierowniczki Fasoli.

W piątek okazało się, że to, czy wycieraczki są ustawione na wolno czy szybko nie ma znaczenia. Lało tak, że równie dobrze mogłoby ich w ogóle nie być.

Dziś najedliśmy się wujkowo-ciocinych pyszności, w tym domowych wędlin. Niestety trzeba było zapłacić... Tym razem wysłuchaniem licznych historyjek reumatyczno-onkologicznych również biesiadująych sąsiadów. Ale było warto, paczkę kiełbasy i kaszanki dostaliśmy jeszcze do domu:)

czwartek, 14 sierpnia 2008

Wolne idzie

Wizja słodkiego nicnierobienia w długi weekend na możliwie odległym od cywilizacji zadupiu właśnie odchodzi w siną dal... Opcja zwalenia się do ciotki w Brennej (zadupie Brennej dla ścisłości) odpadła, kiedy okazało się, że ciotka niestety aktualnie przebywa z drugiej strony kraju. Opcja druga, nieco mniej pociągająca, ze względu na większe zaludnienie okolicy (kemping na żywieckim, wrr DUżE ż MI NIE WCHODZI) wydaje się jeszcze mniej pociągająca ze względu na przewidywania ICM. Rozbijanie namiotu w strugach deszczu, to nie jest to, co tygrysy lubią najbardziej. I znowu skończy się pewnie na jednodniowej wycieczce w jakieś miejsce, które wcale nie jest zadupiem, a zamiast śpiewu ptaszków i szumu strumyka będę zmuszona wysłuchiwać odgłosów knajpiano-deptakowych.

sobota, 9 sierpnia 2008

Wall-e

Właśnie wróciliśmy z kina. Jeśli lubicie się pośmiać i to niekoniecznie w stylu 13i3/4 części czegoś tam, to polecam:) Film niby dla dzieci, ale pixar razem z waltem trzyma fason. Świetnie narysowana mimika, kupa śmiechu, trochę, ale w strawialnej dawce, pedagogicznego podejścia (dzieci nie śmiecić!).
Może jestem miantka, ale mnie tam zakochany robot rozczulił.
Byłam też ciekawa, jakie reklamy będą puszczać przed filmem dla dzieci. Zdaje się, że były to reklamy filmów dla dzieci. Chyba. W jednej jeden narysowany człowiek odstrzelił głowę drugiemu, w drugiej facetowi kolejno oderwało rękę, pokopał go prąd, żeby po chwili spaść z jakiś 15m. W ostatniej drobiazgi w rodzaju rozbicia się o ścianę. Ech, gdzie te czasy Reksia?

czwartek, 7 sierpnia 2008

U mnie w Pszczynie

Właśnie coś tam zaktualizowałam w profilu. Kiedy miałam wpisać lokalizację, mocno się zastanowiłam. Bo jak najbardziej jestem z Tychów, Tych i Tamtych. Urodzona, zamieszkana, zameldowana (ponownie, ale to inna historia). Tyle, że pracuję w Pszczynie, a że spędzam tam jakieś, hm, pół życia, to i Pszczynę uwzględniłam. Z Pszczyną za bardzo się nie utożsamiam, a z pszczynką to już zwłaszcza. O różnicę spytajcie eksperta w tej sprawie, czyli Rubą:)
Chociaż, nie ukrywam, czasem zdarza mi się mówić "u mnie w Pszczynie...", ale wtedy mam na myśli raczej moje biuro (ew. okoliczne puby), a nie całą arystokratyczno-prowincjonalną resztę.

środa, 6 sierpnia 2008

Mów mi ciociu?

Wczoraj robiłam zakupy w jednym ze sklepów wielkopowierzchniowych. Stoisko wędliniarskie.
Klientka przed mną w kolejce:
- 20dag szynki Bohuma poproszę.
Pani sprzedająca, na moje szczęście, nie dosłyszała, więc mogłam mieć 100% pewność.
- No tej tu, Bohuma.

W szynkę, jak byk, była wbita tabliczka "szynka Bohuna", ale pani najwyraźniej nie miała przyjemności.

Mania blogowania.

Uległam. Kto żyw coś sobie skrobie (stuka?), czemu nie ja. Szablonu użyłam tego, bo z dostępnych te najbardziej mi się spodobały, a szanowna Brittabella właśnie podobnego opuściła, więc nie możecie powiedzieć, ze zgapiam. Chociaż, kto wie, cały pomysł jest w sumie trochę zgapiony:P Ale co tam. Kiedyś męczyłam wersję papierową, ale w tym wieku (XXI, żeby nie było) nie wypada.