sobota, 17 lipca 2010

Ciepło. I dobrze.

Jest gorąco, owszem, ale nie narzekam. Narzekałam jak był śnieg i mróz i również wtedy, kiedy lało. Jakoś tak jestem skonstruowana, że wolę siedzieć przy biurku w stroju prawie-ewy i czuć, jak sok z arbuza i woda z Lidla wychodzą mi przez skórę, niż zastanawiać się co jeszcze mam ubrać żeby przestało mi być zimno. Lato może być dla mnie właśnie takie, jak się komuś nie podoba to bardzo mi przykro. Do 35+ jakoś mogę się przyzwyczaić, do poniżej -15 nie.
Tak, jestem mokra jak szczur, ale wolę to, niż trząść się z zimna i wsadzać zmarznięte końcówki do ciepłej wody.

Dla tych, co na tą temperaturę narzekają - nie martwcie się, za tydzień jadę nad Bałtyk, więc wtedy na pewno upały się skończą;)

poniedziałek, 5 lipca 2010

Prawie po.

No to more or less remont skończony. Jeszcze tu i ówdzie jakieś drobiazgi (z których część, jak to rzeczy tymczasowe, wytrzyma najdłużej), ale ogólnie wsio.
Dziś pierwszy dzień mojego dwutygodniowego dyżurowania w centrali... Wytrzymam, wytrzymam. A potem powiem to samo, co rok temu po krótkiej pracy tutaj - gdyby mnie teraz na stałe przenieśli do Tychów to albo bym się sama zwolniła, albo by mnie wylali, bo w tempie ekspresowym zaczęłabym pyskować szefowi.
Teraz jeszcze trzeba przeżyć finansowo ten miesiąc, ponieważ remont pochłonął wszystkie moje oszczędności, łącznie z kasą przeznaczoną na paliwo:/ A tu jeszcze w lipcu 3 wesela, miodzio:/