wtorek, 23 lutego 2010

Wpływ słońca

Jak przez ileś tam miesięcy człowiek jest odcięty prawie całkiem od światła słonecznego to potem jak mu przez całą drogę z Tychów do Pszczyny świeci prosto w okno to...
chociaż jest zimno jeszcze otwieram okno, żeby mnie to słonko trochę pomacało
puszczam muzę głośno
a jak wyjadę na jedynkę to rura:D
i nas nie dogoniat

Trochę tracę rozum chyba jak słonko zobaczę po długim czasie nieobecności tegoż.
I dobrze mi z tym:)
I więcej chcę:)

poniedziałek, 22 lutego 2010

Widzieliście?


Słońce
Słońce!!
SŁOŃCE !!!

Wreszcie świeci, aż się nawet trochę zaczyna chcieć żyć znowu:)

niedziela, 14 lutego 2010

Sobotni wieczór

Wczoraj wieczorem było ciekawie...
6 osób, trochę jedzenia i picia i do czego to może prowadzić:

- Mam dużego!
- 2 małe są warte tyle co jeden duży!
- Włóż w tą dziurę, nie w tamtą!
- No ciągnij, ciągnij!

Nie, nie uprawialiśmy seksu grupowego, graliśmy w "Carcassonne"
Polecam:)

Aha, wszystkim blogo- i nieblogowiczom dziękuję za życzenia urodzinowe:)

sobota, 6 lutego 2010

3 spostrzeżenia

To kiedy Warszawa ma ferie zimowe poznaję po tym ile w sobotni poranek, kiedy jadę do pracy trasą na Cieszyn wyprzedza mnie samochodów z rejestracją zaczynającą się na W i z trumną na dachu. Dziś było mnóstwo, a była dopiero 8 rano, wiec to byli tylko ci, którzy z Wawy wyjechali o jakiejś nieludzkiej porze.

Lubię obserwować rezygnującego klienta:
Pan X: Muszę zrezygnować z kursu.
ja: Rozumiem, że skoro pan rezygnuje oczywiście zapoznał się pan z tym punktem umowy, który mówi o warunkach rezygnacji, ja to panu teraz tylko streszczę, ale pan już to na pewno wie doskonale.
Nikt dotąd nie przyznał mi się w takiej chwili, że w życiu tej umowy nie przeczytał i nie ma pojęcia o rezygnacji, co daje mi wspaniale przygotowany grunt pod wyliczenie, ile musi zapłacić zgodnie z umową, zanim go puścimy.
Uwielbiam prowadzić obserwacje socjologiczne na klientach.

Dziś o 16:30 było jeszcze całkiem jasno. Idzie ku lepszemu.

środa, 3 lutego 2010

Już dość, już dość, już dość

Znowu sypie:/
Dziś musiałam odśnieżać samochód przy pomocy miotełki wielkości mojej szczotki do włosów, bo ktoś sobie moją zasadniczą miotełkę pożyczył i nie oddał. Dobrze, że auto mam nieduże chociaż.

Jadąc do pracy z zawrotną prędkością 70km/h mocno skoczyła mi adrenalina, kiedy samochód przede mną chciał skręcić w prawo, ale nie bardzo mu wyszło i stanął dokładnie w poprzek drogi na moim pasie. To utwierdza mnie w przekonaniu, że jeśli jest ślisko to póki jedziesz szybko nic się nie dzieje. Problem zaczyna się, kiedy zaczynasz hamować;) Gdybym jechała z 10-20km/h więcej to bym miała zderzak i chłodnicę do wymiany. Wracać będę pewnie jeszcze wolniej. Just in case.

Nikomu nie obiecywałam, że nie będę narzekać na zimę, więc mogę psioczyć, ile wlezie. I będę.