piątek, 31 października 2008

Beware of halny

Wiał wczoraj. Łeb urywa i we łbie przewraca.Taki to już wiatr jest. Wczoraj np byłam o krok od wyjścia z auta i natrzaskania panu w budce na przejeździe kolejowym. Drugim dobrym wyjściem wydawało mi się przyklejenie ręki do klaksonu. A zwykle spokojnie czekam. Poza tym nie było źle, ale to pewnie dzięki nieprzeciętnej ilości papierów, jakie codziennie czekają na mnie w pracy i zakopuję się w nich jak chomik. Zwykle, kiedy wieje, to jakieś dzikie jazdy odprawiam. Za to statystyki mówią, że najwięcej samobójstw, morderstw, wypadków drogowych, a także, uwaga, najwięcej kobiet rodzi, właśnie wtedy, kiedy wieje. Dziś wykonuje ostatnie podrygi.

czwartek, 16 października 2008

Nie puluj czardżą.

Tatę zachwycają (a dokładnie powodują u niego niepowstrzymane napady śmiechu) różne typowo WOWowe wynalazki słowotwórcze. Słówko na dziś to (s)pulowanie. Tata z radością wynajdował coraz to nowe (całkiem zresztą słuszne) zastosowania:
- Źle spulowałeś!
- Nie umie pulować.
A jak dorzuciłam pulowanie czardżą (hm, chyba tak, nigdy nie grałam tankiem) to myślałam, że z krzesła spadnie, tak się śmiał:) Ile to radochy gra może przynieść:)

poniedziałek, 13 października 2008

Tartiflette

Paręnaście lat temu pierwszy raz pojechaliśmy na narty do regionu Haute Savoie. Serwują tam danie lokalne - tartiflette. Składniki z początku swojskie i bezproblemowe: ziemniaki, cebula, boczek. Niestety nieodłącznym składnikiem jest specjalny, nieco woniejący ser, trochę podobny do Camemberta, ale nie całkiem. Ser śmierdzący, jak to ser, datę przydatności do spożycia ma maks miesięczną, więc zapasy przywiezione z Francji starczały na krótko. U nas od dawna można kupić jakieś niebieskie, zielone i w ciapki, od dość dawna można fondue i raclette, ale sera do tartiflette ani śladu:(

Jakiś czas temu pojawił się cień nadziei, bo w sklepie delikatesowym "Piotr i Paweł" pani powiedziała, że mogą zamówić. Z rok temu to było. Coś długo ser jechał z serowej krainy, ale przyjechał:) W lodówce sklepowej były aż 4 sztuki, z których 3 (może ktoś tego szuka tak jak my?) zostały przez nas skwapliwie wykupione.

I w ten cudowny sposób w sobotę i niedzielę raczyliśmy się dawno niewidzianym i niesmakowanym tartiflette, a wszystko dzięki Rysiowi, który to panią w sklepie tak długo nachodził, aż ser sprowadzili:)

czwartek, 9 października 2008

Lepieje

Dziś pierwszy dzień zajęć. Pierwszy z czterech pierwszych, bo pierwszy będzie jeszcze jutro, w sobotę, a potem w poniedziałek. Przeżyłam, choć nie było łatwo. Najpierw nie wiedziałam, w co ręce włożyć. Potem nie wiedziałam w co włożyć również nogi. A potem już w ogóle nic nie wiedziałam. W międzyczasie zostało mi wytknięte, że w telefonicznej rozmowie z klientem używam niezrozumiałych dla pospólstwa wyrazów. Jednocześnie zostałam usprawiedliwiona za używanie, jako szlachetnie urodzona. W przypływie głupawki wszyscy zaczęliśmy wymieniać znane nam słowa, a pospólstwu niekoniecznie. Głupawka jest stałym elementem mojego zachowania od około czwartku do soboty. Tak ogólnie, a teraz zwłaszcza.
Ładnie i składnie piszę dziś bardzo i tak jeszcze przez tydzień jakoś pociągnę, potem będzie lepiej. Lepiejami się na okrągło pocieszam. Jeszcze do końca tego tygodnia i cały nastepny, potem będzie lepiej, lepiej, lepiej...