Ten post jest niejako komentarzem do The Number of the Beast.
Wcale nie trzeba być facetem, żeby się na tym (o dziwo) zabawić. Co do oceny w skali punktowej 0-10 dałabym 9 nie tylko za wybuchy, ale i za walkę wręcz, wnóż i bronią hałasującą.Za podteksty prezydencko-leśne dałabym i ze 4, gdyby nie to, że wszystkie dobre żarty były jakby na siłę przyklejone do reszty, żeby się można było cuś niecuś pośmiać. A co do timingu muzycznego - po prostu grali coś wtedy, kiedy muzy nie zagłuszały wybuchy, czyli wtedy, kiedy nic się nie działo. Kawałek 'The Boys Are Back in Town' świetny:)
A panowie trzymają się nadzwyczaj dobrze mimo wieku emerytalnego. Jak i hydroplan z epoki kamienia łupanego.
Fabułę pominę milczeniem.
Fabułę pominę milczeniem.
Teraz chce iść na te małe, żółte ludziki z marnym polskim tytułem;p Idzie ktoś?
Najpierw polewamy pomost paliwem, podpalamy, uciekamy i...
wsiadamy do samolotu w stylu emerytowanego Rambo.