czwartek, 15 stycznia 2009

Może w chórze?

Ciągle jestem niezmotoryzowana. Znaczy moje zmotoryzowanie jest uzależnione od taty. Jeszcze mi to jakoś specjalnie nie doskwiera, jako że tata - dobry człowiek - daje mi belebingo, jak tylko może. Ale już bym to własne chciała mieć. 307 najchętniej - to już wiem. Jedno, bardzo fajne, zadbane, w wersji sportowej na dodatek, już żeśmy znaleźli, jeno 3d to jakoś mało dla mnie:( Wygodnicka jestem i przyzwyczaiłam się do w miarę komfortowego wysiadania nawet na ciasnym parkingu, więc szukam 5d. I dziś nawet takie wielodrzwiowe oglądalismy w Siemianowicach. I wszystko było dobrze, póki nie zaczęliśmy przemierzać siemianowickich uliczek. Auto śpiewało. A raczej turbina i jeszcze jakieś łożysko, którego nazwy ani lokalizacji nie pamiętam. Wrażenie, jakby gdzieś daleko za nami jechała erka. Takie iiiiiiiiiiiiiiiiiiiiiuuuuuuuuuuuuuuiiiiiiiiiiiiiiuuuuuuuuu cieniutkie. Więc śpiewającego auta nie chcemy.

4 komentarze:

Brittabella pisze...

Proszę sprecyzować jaki utwór auto śpiewało.

marcinuz pisze...

a co to belebingo???

i jednak strzegłbym się Francuzów. bez względu na numerek...

ginewra pisze...

Tak nazywa berlingo przyjaciel Ryśka, a mi się spodobało bardzo:)

Co do Francuzów to tej 307 ja bym sama nie wymyśliła, Ryś powiedział, że to jedne z niewielu fr aut, które są ok, sam mnie na nią nakręcił, chociaż teraz się wypiera:P

ginewra pisze...

A co do utworu to był marsz pogrzebowy pomysłu kupienia go.